poniedziałek, 22 września 2014

Powieść kryminalna w odcinkach; komentarze mile widziane

PRZYGODY AGENTA DZIWOLĄGA CZYLI KRYMINAŁ ZWIERZĘCY.

Gdzieś w Polsce; wszelkie prawdopodobieństwo zdarzeń i miejsc możliwe...

ROZDZIAŁ I
Po powrocie z pracy , moim stałym rytuałem było otwieranie lodówki. Żona często zamykała ją na kłódkę, twierdząc, że takiemu obibokowi , powinien wystarczyć chleb z margaryną a nie szynka. Uzbrojony w wytrych, podszedłem do białego monstrum, w celu sforsowania przeszkody, jaką był zamek. Dopisało mi szczęście, żona
śpiesząc się na zebranie osiedlowego kółka różańcowego, zapomniała zamknąć, znienawidzony przeze mnie mebel kuchenny. Byłem mocno podekscytowany, mając nadzieję na wspaniałą ucztę. Drżącymi rękoma dotknąłem zimnej stali kłódki, niedowierzając szczęściu, które było, porównywalne do skumulowanej wygranej w dużym lotku. Oczami wyobraźni poszukiwałem miejsca usytuowania szynki w galarecie i kiszonych ogórków, które najbardziej dogadzały mojemu podniebieniu. Czułem się zwycięzcą. Chciałem to ogłosić całemu światu. Jeszcze jedna chwila i stanę się udziałowcem najbardziej szczęśliwej godziny tego dnia. Padałem z głodu, siły opuszczały mnie coraz bardziej, priorytetem stało się jak najszybsze dotarcie do żarcia. Otworzyłem
lodówkę, mając nadzieję na szybkie rozwiązanie moich problemów. Nie-ste-ty, to, co zobaczyłem, spowodowało moje omdlenie połączone z upadkiem i ostrym guzem w okolicy skroniowej. Gdy się ocknąłem, zobaczyłem otwartą i pustą w środku lodówkę. Przepraszam, nie do końca była pusta... Na środkowej półce, na wielkim półmisku leżała nieoskubana i niewypatroszona... Kaczka. Miałem nadzieję, że to fatamorgana, jednak silne światło, płynące z czeluści białego potwora, potwierdziły uchwycony wzrokiem obraz. Byłem wkurzony na żonę i fakt, że kolejny raz pójdę spać po zjedzeniu kromki chleba .
-, Co się gapisz, wyciągnij mnie stąd, i zamarznę twoja stara to sadystka!
Przyznałem mu rację. Wyjąłem półmisek i postawiłem go na stole. Kaczka była w stanie hibernacji. Zrobiło mi się jej żal, chciałem jej pomóc jednak z drugiej strony, byłem tak głodny, że gotów byłem ją zjeść surową. Kaczka, rozumiejąc moje intencje, spojrzała w moje przekrwione od wódy oczy:
- Włącz tą cholerną dmuchawę, za chwilę będę jedną bryłą lodu. Ruszaj się, bo jak wróci twoja żona, to oboje dokonamy żywota pod ciosami tasaka. Mnie to się nie uśmiecha, mam jeszcze misję do spełnienia. Bardzo ważną misję!Jej słowa
wywołały we mnie szok. Podszedłem do stojącej na parapecie dmuchawy i włączyłem ją, przysunąwszy bliżej gadającego ptaszyska. Ciepło z dmuchawy rozeszło się po całym domu.
  • O której wraca twoja stara?
  • Nie wiem, powinna wrócić za dwie, trzy godziny, zależy jak długo potrwa spowiedź.
  • To dobrze, do tego czasu się rozmrożę
Wstrząs powoli ustępował . Nie mogłem się doczekać, kiedy to kacze paskudztwo rozmrozi się i ujawni swoje plany dotyczące tajnej misji. Bezmyślnie zacząłem przyglądać się procesowi rozmrażania. Wyglądał żałośnie. Z dzioba zwisały sople lodu, reszta podobna była do zamrożonej piłki bejsbolowej. Obraz nędzy i rozpaczy.
  • Nie gap się tak na , wkurwia mnie twój bezmyślny wzrok. Włącz lepiej radio, posłuchamy wiadomości.

Włączyłem . .
Dziwadło spojrzało na mnie z wyrzutem i odwróciło w bok na wpół odmrożoną łeb, dając mi do zrozumienia, jak nisko ceni moją inteligencję. Z radia popłynęła muzyka Cola Portera.




  • Czuję się jak kacza wątróbka, zniszczysz mi pióra .Zmniejsz ogrzewanie, muszę jakoś wyglądać. Jak pokażę się na mieście?
Głos spikera przerwał jej kwakanie...
  • W dniu dzisiejszym, w miejscowości Kaczowole, dokonano napadu rabunkowego z użyciem broni palnej, na fermę hodowlaną drobiu kaczego braci Trzymalskich. Dwóch niezidentyfikowanych sprawców, przy użyciu broni palnej, obezwładniło pracowników ochrony fermy i uprowadziło w nieznanym kierunku dwie klatki z rodowodowymi kaczorami. Wszystkich, którzy posiadają informacje na temat zarówno sprawców napadu jak i miejsca ukrycia rasowego drobiu, proszeni są o kontakt z KRP w Kaczowołach . Za pomoc przestępcą w ukrywaniu się oraz próby paserstwa rasowego drobiu, grozi kara do pięciu lat więzienia oraz wysoka grzywna. Wójt miejscowości Kaczowole oraz właściciele firmy za informacje o miejscu ukrycia rasowego drobiu, przewidują wysoką nagrodę.
  • Ciarki przeszły mi po plecach. Ciszę przerwał natarczywy dzwonek telefonu. Podniosłem słuchawkę.

Noo, ja, nie będę na noc w domu, ksiądz proboszcz zaordynował nocne czuwanie.
Milczałem, obojętnie słuchając jej soczystej wymowy.

W głuchy telefon się bawisz, powiedz coś, bo strącę nerwy. Lepiej weź się za sprzątanie, leniu jeden, bo bałagan jest w każdym kącie. Zapomniałabym, wyjmij i rozmroź tą
kaczkę, specjalnie zostawiłam otwartą lodówkę.

Spojrzałem na ptaszysko
Jesteś tam stary durniu, słyszałeś, co do ciebie mówiłam!
  • Tak, słyszałem, masz mi jeszcze coś do powiedzenia?
- Bez odbioru, impulsy lecą,! Będę o siódmej!
- Czeeeść! Odłożyłem słuchawkę i usiadłem przy stole. Ptaszysko odwróciło się do mnie i popatrzyło zaszklonymi oczami.
-Stara dzwoniła?
-Taaaak!
-Co zamierzasz?
-Nie mam pojęcia,
Zrobiło mi się go żal. Pomimo głodu i strachu przed żoną, ciekaw byłem, jaką misję ma do spełnienia dziwadło.
  • Pytam jeszcze raz, Co zamierzasz?
  • Nie podnoś kaczego dzioba, bo ci przywalę. Nie mam zielonego pojęcia, jak mam się zachować, a ty, kwaczesz, jakby cię nakręcili. Mamy parę godzin na bliższe poznanie. Stara została w kruchcie i tak szybko nie wróci. Daj chwilę pomyśleć i zamknij dziób!
Gapiłem się na dziwoląga, próbując znaleźć rozsądne wyjście z zaistniałej sytuacji. Szło mi opornie, nic nie przychodziło mi do głowy. Sięgnąłem po kromkę chleba i zacząłem smarować margaryną. Nie mogłem zebrać myśli.
- I co ja mam z tobą zrobić?
-Usmarkaj się i tak chodź. Rusz tą zakutą łepetyną, inaczej przechlapany twój i mój żywot! Będziesz tak siedział i się gapił?
-Miałbym, na co! Wyglądasz jak kacza dupa i do tego gadasz. Kim ty jesteś¨?
- Tajnym agentem palancie, do twojej lodówki ściągnęła mnie twoja żoneczka. To ona stała za tym napadem, myślisz ze ona jest na czuwaniu? Zaślepiło cię twoje przywiązanie, to ona stoi za napadem na farmę w Kaczowołach, nie doceniłeś jej zmysłu do robienia wątpliwych interesów! I jak ci w mordzie, pewnie zaschło, co? Tak, jestem tajnym kaczorem w służbie, mam za zadanie zlikwidować gang twojej żoneczki, mający na swoim koncie wiele ataków na uznane w świecie hodowle drobiu. Porywanie rasowych psów dla okupu, zamachy na wystawy kotów w Amsterdamie i Brukseli, to tylko kilka z wielu wyczynów twojej polowicy! ma kartotekę jak stąd do Londynu, znają ją w całej Europie dlatego umieścili mnie na tym, tfuuu pożal się Boże kurzym rancho, abym zidentyfikował członków gangu. Od kapusia mieliśmy info, że właśnie w tym miejscu uderzą. Moi przełożeni tylko jednego nie przewidzieli. Twoja ukochana, zamiast sprzedać mnie jakiemuś kolekcjonerowi drobiu i zarobić na mnie kasę, postanowiła mnie schować do lodówki, w celu osobistego przyrządzenia i konsumpcji. Miłośniczka kaczek, tfu, tfu kogucia jej mać! Oto cała historia mojej obecności w lodówce!
- Myślisz, że podzieliłaby się ze mną twoim truchłem przypalonym na grillu?
- Tego nie wiem, ale pewne jest to, że życia by mi nie darowała.
- Co robimy dalej?
- Na razie zamierzam odtajać, potem się zastanowię.
Kromka z margaryną zniknęła w moich ustach.
- Macie w domu folie aluminiową?
- Gdzieś mamy, tylko nie wiem gdzie.
- Czy ty ogóle wiesz, że żyjesz? Poszukaj i owiń mnie szczelnie, będę szybciej się odmrażać, nie mam zbyt wiele czasu. Pomożesz mi w dziele unicestwienia twojej żony?
- Mam inne wyjście?
- Maszzz, otworem wentylacyjnym.
  • Śmieszne, cholernie śmieszne!
Po kilku minutach poszukiwań znalazłem folię pośród środków chemii gospodarczej.
  • Dawaj ty obślizła przepiórko, zawinę cię i zostawię do czasu aż odtajesz, muszę ochłonąć.
Zostawiłem dziwadłu odsłoniętą głowę wraz z dziobem i pozostawiłem samemu sobie na półmisku. Walnąłem się na wersalkę. Płytki sen przerwało mi mlaskanie, to coś na stole poruszało dziobem próbując wydobyć dźwięk.
- No, no, gicio wyglądasz, nie powiem ze źle, bo bym zgrzeszył.
- Rozwiń mnie, bo mi kuper zdrętwieje i szlag trafi całą akcje.Spałeś dwiegodziny. Trzeba iść na spotkanie z informatorem. Zawieziesz mnie na miejsce.
- A jak tego nie zrobię to co mi zrobisz?
- Ktoś ci urwie jaja i rzuci wylniałym kundlą na pożarcie. W waszym świecie być kastratem to tak jakby nie żyć, wiem cos na ten temat, mój pradziadek ze strony ojca, był sklonowanym księciem. Genetykowi popieprzyły się próbówki i zamiast klonu księcia powstał klon dorodnego kaczora niestety kastrata.
- To ty nie możesz ten tego…, no wiesz?
- Nie mogę i co z tego, należę do gatunku kaczorów pokojowych, takich jak ja po świecie chodzi tysiące i żyją. A ty, co masz z tego, że masz, dziubdziasz kapłankę domowego ogniska, chyba nie, bo nie szukałaby sobie wątpliwych emocji. Nie jest tak…
- Nie da się ukryć. Nie ruszaj się tak, bo ci jeszcze lotki uszkodzę i będziesz do niczego niepodobny.
- Dobra, dobra, rozwijaj, zaczyna brakować nam czasu.
rozwinąłem kaczora. Otrzepał się i zeskoczył na podłogę. Poczłapał chwilę po mieszkaniu i skierował się w kierunku drzwi.
- Torbę jakąś ma, przecież nie będzie mnie niósł przez miasto pod pazuchą, musisz przed wyjściem złożyć przysięgę . Wszystko, co od tej pory usłyszysz i zobaczysz jest ściśle tajne, capito?
  • Gdzie ja jestem, chyba śpię. Nie zgrywaj się mówisz serio, przysięgę mam składać, ale, na co
  • Na elementarz, nad drzwiami wisi krzyż. Zdejm go i włóż w dziób, no szybko, czas tryska jak nasienie, nie mamy go zbyt dużo!
Zdjąłem krzyż ze ściany i wsunąłęm go do gęby dziwadła.
- Powtarzaj za mną: Ja Jan Kowal, mając na uwadze dobro ogólne społeczeństwa, podejmuję się współpracy z rządem , przysięgam dochować tajemnicy wszelkich wiadomości, które do mnie dotrą wymazać z pamięci obrazy wszelkich postaci, które zobaczę w trakcie trwania akcji i nie puścić pary z gęby choćby mnie zarzynali i ćwiartowali tępymi nożami soląc wcześniej moje truchło.
Przez moje ciało przeszedł elektryczny impuls odbierając mi na krótką chwilę czucie.
- Przysięgasz?
- Przysięgam.
- Ok., od tej pory stajesz się asystentem agenta! Bierz torbę i wychodzimy!
Wziąłem z pomocnika torbę. By nie wzbudzać ciekawości wśród sąsiadów nakryłem kaczora kilkoma stronami starego Faktu, kładąc na wierzch torby kurtkę. Otworzyłem drzwi i nie zapalając światła wyszedłem na korytarz. Nagły błysk oślepił mnie na moment. Drzwi naprzeciwko otworzyły się i wytoczyła się z nich gruba Berta, najbardziej wścibska sąsiadka w kamienicy, przed którą żadne najbardziej intymne szczegóły z życia mieszkańców nie dały się ukryć. Miałem pecha, ze trafiłem na tego potwora!
- Witam sympatycznego sąsiada, gdzie to się wybieramy wieczorkiem? Deszczyk sobie pada równo…
- Yyyy, zacząłem się jąkać, yyy idę się przewietrzyć, niedługi spacerek, yyy sobie zrobić.
- Eeee, spokojnie sąsiedzie, tak tylko się pytam, tylko z ciekawości, nigdy nie widziałam sąsiada wychodzącego po dwudziestej. Dobranoc
- Dobranoc sąsiadko, do zobaczenia. Bardzo nie lubiłem tego babsztyla. Krążyły pogłoski, ze była utrzymanką wysokiego urzędnika kurii. Najbardziej te domniemania drażniły moją starą, posuwała się w swojej krytyce do określania Berty mianem nienasyconego zdzierusa Zszedlm przy zgaszonym świetle po schodach na podwórko, chcąc uniknąć przypadkowych spotkań z kimkolwiek
- Dokąd się udajemy- obrałeś azymut?
- Jedziemy do sanktuarium, mamy tam spotkanie z informatorem.
- Do którego, w mieście jest ich kilka, w kilku punktach?
- Nooo, do tego, w którym siostrzyczka miała widzenia.
  • Ok.
Ruszyłem w kierunku przystanku tramwajowego. Padający deszcz sprawił ze na ulicy było mało przechodniów. Zwiększało to moje szanse na pozostanie anonimowym . Przyjechał tramwaj.. Poza młodą parą, która zajęta była sobą, obsciskujac się namiętnie w jego końcowej części nie było nikogo. Postawiłem torbę pod siedzeniem i zanurzyłem się we własnych rozmyślaniach.
-, Nad czym tak dumasz?
- Demokracje mamy, każdemu według potrzeb, interesuje cię to?
- No nie koniecznie, ale… warto wiedzieć, chodzi o całokształt.
- Nie chce mi się z tobą gadać, zamknij dzioba i módl się, jak potrafisz, abym nie sprzedał cię za flaszkę wódki jakiemuś menelowi.
- Uuuuu, grozisz mi?
-Nie, ostrzegam, jak nie zamkniesz dzioba, to nie pozostanie mi nic innego, jak…
- No dobra, dobra, już się zamykam. Daj znać jak dojedziemy, idę w kimke, chociaż strasznie tu niewygodnie.
Ukradkiem spojrzałem na młodych obściskujących się na tyle tramwaju. Jak ja im zazdrościłem. Trudno mi byłoby przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz to robiłem. Totalna separacja, zupełna obojętność, niestety dzięki dziwadłu wiem, dlaczego. Musze się pogodzić z faktem ze najlepszym moim przyjacielem…, niech to szlag! próbowałem sobie przypomnieć, jaki byłem w ich wieku. Też w ten sposób okazywałem uczucie? Przywołałem się w myślach do porządku. Nie ma, co wracać do przeszłości jak poukłada się jakoś sprawa będę musiał dać odpocząć moim lędźwiom. Poszaleje sobie na pewno! Dotarlismy do miejsca spotkania, na tle zachmurzonego nieba z daleka było widać wieże sanktuarium miejsca naszego spotkania z konfidentem gadającego kaczora.
- Tee, kaczka otrzeźwiej, pobudka, wysiadamy! Podniosłem torbę i wysiadłem z tramwaju. Usiadłem na ławeczce przystankowej kładąc torbę obok siebie.
- Żyjesz?
- Żyje, ale co to za życie, całe pióra mi zdrętwiały. Nic szacunku dla gatunku! O w mordę, zaczynam rymować, co nie wróży dobrze. Nie dało by rady na chwile mnie wyciągnąć, żebym mógł rozprostować skrzydła?
- Siedź i nie rob obciachu, pełno ludzi na ulicy, dopiero by była sensacja, już wiedze nagłówki w jutrzejszych gazetach!
  • Eeeee tam, od razu w gazetach, też nie mieli by, o czym pisać.
Zapanowała cisza
- Czemu tak nagle zamilkłeś?
- Dostrajam swoja częstotliwość fal mózgowych do otoczenia, pomaga to w koncentracji. .
- Jak poznasz gościa z którym się masz spotkać?
- To ty go poznasz, tobie przekaże wiadomości gdzie znaleźć bandę twojej jareckiej. naszego kapusia wyróżnia fakt ze jest uzbrojony w białą laskę i posiada psa, cały problem to odszukać ślepaka z białym kijem i psem.
A jak okaże się, że do sanktuarium zjechała cała wycieczka ślepaków to co wtedy zrobimy? Pomyślałeś o tym?
- Będzie problem, ale nie takie problemy się miało i ratowało się ciało. Nie pękaj na robocie, bo cie ustrzelą młocie!
Podniosłem torbę z ziemi i skierowałem się w kierunku słabo oświetlonego podziemnego tunelu, którym należało przejść, aby dotrzeć do sanktuarium. Schodziłem powoli, mając na uwadze swoje nogi i bagaż, który niosłem. emocjonowała mnie ta sprawa. Zastanawiałem się, jaką rolę odegram w niej ja, robotnik punktu skupu złomu, którego dotychczasowym światem była praca i trzydziesto metrowy „apartament” w czynszowej kamienicy z telewizorem, jako głównym wyposażeniem. potknąłem się na nierówności stopnia.
- Co jest? Mógłbyś chodzić ostrożniej, kuper mi obtłukujesz, trochę litości. Do emerytury mi jeszcze trochę zostało a na fundusze emerytalne mnie nie stać.
- Sorry komendancie, właśnie dobrnęliśmy do ostatniego schoda i większa w poruszaniu swoboda. Teraz będzie pod górę łatwiej zadbać o figurę.
- Widzę, że i ciebie dotknęło rymowanie
- Mnie nie, tak jakoś wyszło, daj spokój. Mnie, co innego dotknęło, czujesz?
- Tak, nieprane skarpetki pomieszane z lizolem, smród totalnie wykręca dziób!
- Cuchnie jak WC na dworcu Głównym. Idziemy, bo zaraz puszczę pawia!
- Tylko uważaj na to, co niesiesz.
- Dobra, dobra, będę uważał.
Dotarłem do podstawy schodów, na które padał snop mdławego światła ulicznego. Wydawało mi się ze słyszę za nami jakieś kroki, ale w ciemnościach nie mogłem nikogo zobaczyć. Ruszyłem swobodniej w kierunku oświetlonego sanktuarium, Nie opuszczało mnie przeczucie jakby za nami ktoś szedł. Na miejsce spotkania dotarłem potykając się na nierównościach chodnika. Wejście do sanktuarium było dobrze oświetlone. Akurat trwała msza, nic nie stało na przeszkodzie, aby w tłumie wiernych odnaleźć osobę, b ędącą informatorem kaczora. Dyskretnie rozejrzałem się po twarzach wchodzących jednak nie rozpoznałem nikogo, kto przypominałby niewidomego. Wszedłem do środka i zająłem miejsce w cieniu jednego z wielu w tej świątyni konfesjonałów rozpoczynając obserwacje bliźnich, mając nadzieje na odnalezienie tego, dla którego tutaj przyszedłem. ksiądz rozpoczął błogosławienie wiernych, co niechybnie zwiastowało szybkie zakończenie mszy.
- Widzisz kogoś?
- Siedź cicho, nie kwacz, jak kogoś zobaczę będziesz wiedział!
W zamyśleniu patrzyłem na ołtarz.
Idźcie w Pokoju Chrystusa - zaintonował kapłan.
Bogu niech będą dzięki- zabrzmiało w odpowiedzi, kończąc w ten sposób spotkanie wiernych w sanktuarium. Do księdza prowadzącego mszę podszedł ministrant i delikatnie biorąc go za ramie poprowadził do zakrystii. Fakt ten lekko mnie zdziwił, żadko bywałem w kościele, ale niewidomego księdza prowadzącego nabożeństwo widziałem po raz pierwszy. Uśmiechnąłem się w myślach do siebie. Trzeba poczekać.
- No i co?
- Idziemy do zakrystii, obiekt namierzony!
- Dawaj, dawaj, bo już mi lotki zesztywniały, na co czekasz?
- Az się bliźni ewakuują, nie lubię chodzić pod prąd!
Świątynia powoli pustoszała, w ławkach pozostało kilku rozmodlonych parafian, przypominających posagi z Wysp Wielkanocnych. Podniosłem torbę i wolnym krokiem udałem się w kierunku zakrystii. Odnalezienie wejścia do niej nie stanowiło żadnego problemu, znajdowało się w przestrzeni pomiędzy ołtarzem a nawą boczną świątyni.
- Co mam robić dalej?
- Nic, jak potwierdzisz obiekt, wyjmij mnie z torby i postaw na ziemi, resztę sam poprowadzę
.- Musze cie wyjmować, przecież to obciach, nie lepiej żebyś został w środku?
- po prostu wyjmij mnie i postaw! Słuchaj, co do ciebie będą mówić. O resztę się nie martw! Tylko martwi się martwią!
- Dobra, skończ już kłapać, jak zaczniesz to nie możesz przestać.
Pchnąłem lekko drzwi do zakrystii. Półmrok przedsionka rozświetliły żarówki energooszczędne zawieszone na imitacji kandelabra. Przy stole stalł odwrócony do mnie tyłem mężczyzna, któremu przy zdejmowaniu sutanny pomagał młody chłopak. Przesunąłem się pare kroków w głąb zakrystii.
- Niech będzie pochwalony…!
- Ale kto?
- No jak to kto, to ksiądz nie wie, przecież Jezus Chrystus!
Z torby doszedł mnie przytłumiony rechot, cos, co przypominało śmiech. Lekko potrzasnąłem torbą zarazem dosyć mocno stawiając ją na podłodze. Rechot zastąpiło ciche jękniecie.
- Czy cos cie boli synu, sakrament chorych udzielamy w każdą sobotę.
Zwrócił się do ministranta, który właśnie uporał się z pomocą przy zdejmowaniu sutanny.
  • Michale, powieś sutannę i biegnij do domu. Jest już bardzo późno, spotykamy się jutro o dziewiątej.
  • Powiesił sutannę i nie żegnając się wybiegł z zakrystii.
- Czy coś cię boli synu?
- Nieeee, proszę księdza, nic mnie nie boli, ale…
-, Z czym przychodzisz synu, w czym mogę ci pomóc?
- Nie z niczym nie przychodze, yyyyy, no ja, yyyy, nie mam sprawy, yyy, ale…
- Synu do rzeczy, co cie do mnie sprowadza?
- Mnie nic, ale jego- powiedziałem wyciągając z torby dziwadło. To cos chyba chciało z księdzem pogadać w jakiejś bardzo pilnej sprawie. Ja tu nic nie znaczę. Ja tylko po nim sprzątam! Dziwoląg postawiony na posadzce ostro potrząsnał upierzeniem, wyskubując pogięte w trakcie transportu pióra.
- A kim to coś jest?
- Niech sam się wypowie, podobnież uczony w mowie, choć moim zdaniem pusto ma w głowie. No dawaj, osoba duchowna zadaje pytanie, a tobie jęzor memłać przestaje! Dawaj kaczor, dawaj!
Spokojnie synu, przestań, pozwól mu mówić.
- Kwa, kwa, równa się kwadrat- usłyszałem cos, co miało być chyba hasłem. Chciało mi się śmiać, ale gdy spojrzałem na twarz duchownego powstrzymałem się.
- Taaaak, dwa kwa to potęga druga, czekałem na was, mam informacje, które na pewno wam się przydadzą. Czy pieniądze na budowę kościoła w Pochójknikach zostały przelane na konto parafii?
Kaczor zniecierpliwiony potrzasnął skrzydłami.
- przecież ksiądz wie ze przelew nastąpił trzy dni temu. Organizacja zawsze dotrzymuje słowa nie może być inaczej!
- chciałem się tylko upewnić, kto pyta nie błądzi.
- Jasne jak kaczy kuper! Jakie informacje ma ksiądz dla nas?
- Ustaliłem ze jutro w zachodniej części hałd solwajowskich, w starym budynku niedaleko wiaduktu ma odbyć się spotkanie grupy…
Nagle zamilkł, na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. W tym samym momencie Dziwoląg wzbił się do góry strącając stojący na stole krucyfiks. Padając na ziemię kontem oka zauważyłem zamaskowaną postać z pistoletem wycelowanym we fruwającego pod sufitem kaczora. W mgnieniu oka podniosłem leżący na ziemi krucyfiks i wymierzyłem nim w celującego do kaczki napastnika. Rzut mój zbiegł się w czasie z wystrzałem, trafiając napastnika w goleń, co spowodowało ze strzał okazał się niecelny. Po pomieszczeniu rozległ się przytłumiony jęk napastnika. Jednocześnie usłyszałem głośne warkniecie psa, który rzucił się w kierunku agresora całym ciężarem swojego ciała zwalając go z nóg.
- Odciągnij psa- usłyszałem, z gory polecenie Dziwadła, odciągnij psa inaczej zagryzie gościa, który może nam dodać kilka istotnych szczegółów mogących pomoc w sprawie. Podniosłem się z podłogi i zamiast do napastnika obezwładnionego przez psa podszedłem, do leżącego na ziemi księdza. Nie byłem w stanie słuchać poleceń Dziwoląga, były w tym momencie tylko gęganiem stwora, dzięki któremu się tutaj znalazłem. Moją uwagę zwróciły oczy księdza, wydawało mi się ze były skierowane w moim kierunku prosząc o ratunek i pomoc. Miałem wrażenie ze zaraz podniesie się i razem z nami opuści kruchtę. Chciałem pomóc mu wstać, próbowałem postawić go na nogi, ale w jednym momencie przekonałem się o bezcelowości mojego działania. Podnosząc go do góry spowodowałem ze jego głowa opadła bezwładnie. Nie żył!Zabłąkana kula trafiła go w okolice szyi.
- Zajmij się psem!- Usłyszałem polecenie z góry.
- daj mi spokój, nie widzisz ze on nie żyje, kim ty jesteś do cholery, co z ciebie za stworzenie! Jak cię dorwę skuje ci ten kaczy dziób, ty bezwartościowy kastracie?
- Weź się w garść, jemu już nic nie pomoże, popatrz na jego szyje, centralny strzał, uszkodzony pień mózgu i rdzeń kręgowy, nawet nie miał okazji cierpieć.
W tym momencie z drugiego końca zakrystii doszedł do mnie dziwny dźwięk, przypominający dławienie się ością w trakcie spożywania wigilijnego karpia. Spojrzałem w tamtym kierunku i moim oczom ukazał się przeraźliwy i mrożący krew w żyłach widok. Napastnik z rozłożonymi rekami leżał nieruchomo z przegryzioną tchawicą i uszkodzonymi tętnicami, z których tryskała krew. Pies, który na nim leżał cały czas zaciskał na jego gardle kły. Nie mogłem zrobić kroku, wszystkie mięśnie mialem zesztywniałe ze strachu.
- Spadamy, im nic nie pomoże! Psa bierzemy ze sobą, nie może naprowadzić na nasz trop policji a tego wykluczyć się nie da, zna już nasze zapachy!
Stałem dalej jak słup graniczny. Z odrętwienia wyrwało mnie nagle uderzenie w głowę przez kaczora. Przywróciło mi to sprawność działania.
- Jeszcze jeden taki numer i poznasz w piekarniku jak dziwny jest ten świat, kretynie!
- Mów do mnie jeszcze, tak pragnę twych słów, załóż psu smycz i spadamy.. Nie zapomnij przy okazji o mnie!
Zdjąłem z wieszaka smycz i podszedłem do leżącego na napastniku psa. Zawarczał ostrzegawczo, ukazując mi garniturek białych kłów. Nie chciałem odciągać go na siłę, mogło to skończyć się utratą reki. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, chcąc znaleźć jakiś przedmiot, który odciągnąłby psa od zwłok. Na wieszaku odnalazłem wiszącą białą laskę, atrybut niewidomego księdza. Zdjąłem ją z wieszaka i podszedłem do psa.
- Chodź, idziemy na spacer!
Pies podniósł z nad zwłok głowę i bardzo niechętnie podszedł do mnie cały czas obserwując białą laskę.
- Do nogi, siad – wydawałem głośno i stanowczym głosem komendy, na które o dziwo pies reagował, chociaż wykonywał je bez większego zachwytu. Zapiąłem mu smycz.
- Zostań! - wydałem mu kolejne polecenie. Ruszyłem w kierunku zwłok , byłem ciekawy jak wygląda gość, który potrafi zabić bez wahania
jednym strzałem. Był w tym fachu szkolony, nie ulega wątpliwości że miałem do czynienia z przestępcą wysokich lotów. Pochyliwszy się nad zwłokami ściągnąłem mu z twarzy kominiarkę. Zabójcą była kobieta. Odwróciłem głowę w kierunku psa.
Nie zły z niego mściciel - Lepiej żebym nie skończył jak ona.
- Dziwoląg do torby, a ty prowadź, idziemy!
Kaczor sfrunął do torby i usadowił się w niej wygodnie. Zgasiłem światło.
Opuściliśmy teren sanktuarium. Kilka minut zajęło nam wtopienie się w ciemności, które zapadły nad miastem. CDN…
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx














czwartek, 3 października 2013

Napisali o mnie... wywiad przeprowadzili...


...fakt że w lokalnej gazecie, ale jednak. Tradycje tej gazety sięgają 1995 roku, więc już pełnoletność 

osiągnięta co przesłuchiwanemu dodaje splendoru.  Link do wywiadu u dołu, jakby kto nie zauważył; 

hehehehehehe


Artykuł nosi tytuł: NIEPEŁNOSPRAWNI ŻYJĄ  BARDZIEJ; a ja dodam od siebie; więcej niż bardziej!

I to by bylo w temacie.

PS Wywiud ze mną szukajcie w archiwum wrzesień 2013

poniedziałek, 30 września 2013

Twarze ciąg dalszy w mniejszym formacie...

...co powiecie o tej twarzy...
...nostalgia  i zaduma
... a i urody nie brak. I to wszystko zatrzymane w kadrze.

Twarze potrafią być urocze we śnie... szczególnie gdy je kamera przyszpili, w najmniej odpowiedniej chwili...



Są twarze znane i mniej znane...

                                                                                                                                                                                        



... ale zawsze coś sobą wyrażające. I to jest piękne w fotografii... ten jeden moment... ulotna sekunda naciśniętej migawki...  spójrzcie wielcy, maluczcy/ jesteśmy po prostu ludzcy/ coś każdy wie na swój temat/ na całość sposobu nie ma/ (J. KOFTA)

PS. Przepraszam tych, których zdjęć nie umieściłem i mam nadziejęże Ci których zdjęcia opublikowałem nie będą mieli nic przeciwko temu.

PS, W następnym odcinku coś o owadach i nie tylko...

Twarze....

... tysiące twarzy, każda inna. Zawsze mnie fascynowały, zawsze powodowały we  mnnie chęć zatrzymania ich w kadrze. Niby nic, naciśnięcie spustu migawki i twarz uwieczniona na wieki i zachowana w pamięci osobistego komputera.  Choćby ta twarz....                                                                                                        
... czy nie wyraża ona postawy pełnej zaangażowania i emocji

Naprawdę jacy jesteśmy nie wiemy sami, ktoś/ nie wiem kto/ powiedział że człowieka poznaje się po sposobie w jaki działa. Zgoda; ja dodam, że człeka poznaje się także po wyrazie jego twarzy. 
Kolejne przykłady...
...twarz zadowolona

...  skupione

...cała sylwetka skupiona i zaangażowana,
nie mówuiąc już o twarzy
Wszystkie coś wyrażają, choćby ta....


... czyż nie przerazi oglądającego; ileż w niej ekspresji 
.... skupione, zaskoczona+ lekko znudzona

środa, 17 lipca 2013

Cholera....

.... 1307.2013 skończyłem 50 lat. UUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU.
Obiercuje regularniej pisywać!!!!!!!

czwartek, 14 lutego 2013

Niech żyje... karnawał..


...formalnie rzecz biorąc mamy go już za sobą, dla jednych skończył się, dla innych trwa dalej i nie wiadomo kiedy się skończy; taka kolej rzeczy! Wszystko już było, to co nastąpi zależy tylko od nas, od naszego podejścia do tego co nieuchronne. Zastanawiam się nad tym w trakcie spacerów z psem; co by się stało gdyby wszyscy nagle zaczęli myśleć tylko o sobie, mając innych głęboko w ... Nie daje mi to spokoju... Kim jesteśmy i dokąd zmierzamy? Pies drapał odpowiedź, każdy sam musi sobie odpowiedzieć na to pytanie, nikt inny za Nas tego nie zrobi i nie podsunie gotowych rozwiązań... Samo życie...

Wielki stos płonie wciąż,
Kto się da zepchnąć w krąg
Wirującej pętli życia.
Komu będzie sprzyjał fart,
Kto wyciągnie z talii kart
Nieprzerwany przypływ szczęścia.
Szuka nas ślepy los,
Daje w kość, mamy dość,
/szare pary tańczą walca/.
Białe tynki- kryształ świec
Dalej biec by więcej mieć,
By odszukać swoje miejsce.

Ref;
Szaleje świat w wielkim pędzie;
Co było, co jest i co będzie?
Wciąż te same pytania/ech!/,
Wciąż te same błędy!
Szukamy miejsca na ziemi
Z nadzieją ze coś się zmieni,
Pozostaje zamknięta moc
Której myśli nie zmienią

Wciąż pod prąd,
Góra - dół;
Zmiana miejsc, zmiana ról,
Chociaż trawi nas gorączka.
Zamykamy się na świat
W cegle domów,
W świetle lamp,
Nieprzerwany grając spektakl.

Ref ------------

Oczy w dół-
Smutek rzęs,
Suchy chleb-
Marny kęs,
Podupadła pamięć wsteczna.
Kto pod jarzmem zegnie kark
Aby z losem grać vabangue
Na pokrętnej linii życia.

Ref.------------
No i co – no i nic
Wielki szpan – chce się żyć
Chciaż gardło lęk nam ściska.
Trzeba w końcu wstrzymać bieg
Ktoś napisze może wiersz
Komuś łza wyrzeźbi zmarszczkę

Właśnie przeczytałem że zmarł Aleksander Gudzowaty... 

wtorek, 12 lutego 2013

Poezja rodzi się z doświadczeń...

... aforyzm własny na dobry początek. Od czegoś trzeba zacząć, aby w pełni  zakończyć. Zostałem poproszony o przeczytanie wierszy młodego i początkującego poety. Był czas kiedy mnie pomógł człowiek posiadający duże doświadczenie w tworzeniu poezji, więc chcąc spłacić dług, postanowiłem zająć się czytaniem wierszy oddanych mojej "opiece", jak tylko szybko mogłem.  Nie znaczy to że jestem doskonały  co to, to nie, ale moje rady może na coś się przydadzą. Owoce mojej pracy zostały zdeponowane w kolorowej  teczce i oddane na przechowanie córce /do użytku wewnętrznego kolegi./  Uwagi poniżej niech posłużą czytającym i staną się zarzewiem dyskusji i wymiany poglądów/ mam taką nadzieję/ DO RZECZY.

PUNKT PIERWSZY w tytule; zbieraj doświadczenia; pozwolą znaleźć ci tematy do Twoich wierszy.

PUNKT DRUGI: nie bój się uwag i krytyki; prawidłowe ich wykorzystanie może tylko wzmocnić Twój warsztat.

PUNKT TRZECI: czytaj i jeszcze raz czytaj to co "wpadnie ci w ręce"- dobra metoda i możliwość na rozszerzenie własnego warsztatu.

PUNKT CZWARTY: działaj w rożnych gatunkach literackich; pozwala to na szybsze poznanie swoich możliwości a zarazem na szybszy rozwój. Wszyscy wielcy też tak robili.

To uwagi natury ogólnej, następne to uwagi techniczne.

PUNKT PIĄTY: rób zawsze szkice do swoich wierszy, zbieraj je w teczce. Zapisuj każdą myśl, każde zdanie, nie wiadomo co i kiedy wykorzystasz i w którym momencie.

PUNKT SZÓSTY; nigdy nie uważaj wiersza za skończony, zawsze można w nim coś zmienić lub poprawić.

PUNKT SIÓDMY: nie ważna jest ilość słów użytych do napisania wiersza; ważna jest ich jakość /kolejny aforyzm do mojej kolekcji!?/

PUNKT ÓSMY:  "dobry wiersz" to wiersz zwięzły i krótki . Nie sztuką jest pisać "tasiemce"- potrafią znudzić najbardziej wytrwałego czytelnika!

Drogi kolego, do pracy! NIECH CI WENA LEKKĄ BĘDZIE! Jeżeli będą pytania- znajdziemy czas na odpowiedź i dyskusję.Pozdrawiam